sobota, 24 maja 2014

Rozdział IV - Te drastyczne przeżycia...

Kilka godzin później.
   W całej szkole huczało o zabójstwie kilku uczniów i  dziwnym napisie. Większość nie zoriętowała się kto odkrył  co naprawdę się stało. Mi kazali siedzieć z kilka godzin, by zadać bezsensowne pytania. Po całym zamieszaniu wróciłam do domu. Matka już była.
- Ario, słyszałam co się stało... - Podeszła do mnie i przytuliła.
   Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo jej potrzebowałam. Zaczęłam płakać. Moja mama niezdarnie głaskała mi włosy. Różnica naszego wzrostu była wielka. Miałam z metr siedemdziesiąt. Matka była niższa gdzieś o dwadzieścia centymetrów.
- Już nie płacz... ci... - uspokajała mnie.
   Otarłam łzy i odsunęłam się od niej.
- Pójdę do swojego pokoju. - powiedziałam.
   Moja matka stała niewzruszona i patrzała jak wchodzę po schodach. Gdy już byłam przy końcu, odchrząknęła.
- Córeczko, pamiętaj tylko, że nigdy nie przestanę cię kochać. - powiedziała.
   Co to było? Szłam dalej, może miała nadzieję, że coś powiem? Nie wiem. Weszłam do mojego pokoju. Włączyłam laptopa i usiadłam na łóżku.
   Automatycznie weszłam na jakiś przypadkowy chat.
   Po kilku sekundach napisała do mnie Finnie: "Co tam? Jak się czujesz?".
   Była naprawdę urocza. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
   Odpisałam jej po chwili: "Przetrzymali mnie kilka godzin, bym odpowiedziała na ich idiotyczne pytania".
   Nie minęło pięć sekund, a była już odpowiedź: "Współczuję. Nie wiem jak możesz wytrzymać w domu. Wyjdź, pójdziemy gdzieś! Nie przyjmuję odmowy spotykamy się koło naszej ulubionej kawiarni. Czekam".
   Westchnęłam, wyłączyłam laptopa i zeszłam ze schodów. Ubrałam bluzę i buty.
- Mamo! Wychodzę! - Nie słysząc odpowiedzi, zatrzasnęłam drzwi.
   Kawiarnia przy której miałam się spotkać  z Finnie, była położona o jakieś pół godziny drogi. Szłam dosyć szybkim tempem. Przez drogę minęłam może z pięć osób. Kiedy już widziałam kawiarnię, zamachała mi dziewczyna. Nie była to  Finnie. Podeszłam z czystej ciekawości. Jej rude włosy były zaplecione w warkocz, zielone jak trawa oczy przyglądały mi się. Jej twarz zdobiły piegi. Była bardzo podobna do Dana.
- Jakbym była Łowczynią już byś nie żyła - Powiedziała z szerokim uśmiechem. - Mojego brata już poznałaś. Jestem Abi. Abigaile.
   Więc to nie był sen, Dan istniał naprawdę! Czy to znaczy, że ona... nie!
- Miło mi. Jestem Aria, ale mów mi  Ari. - Powiedziałam próbując być miła i podałam jej dłoń.
   Dziewczyna zaśmiała się. Miała nawet  śmiech cudowny!
  - Jesteś strasznie przyjacielska! - powiedziała uradowana.
   Nie wiadomo czemu zarumieniłam się! Moja blada skóra tego nie ukrywa.
-  Miło mi... co cię w ogóle tu sprowadza, Abi?
- Dan kazał mi, pilnować cię przed Nią. - powiedziała.
- Czyli? Przed kim? - spytałam.
- Nie pamiętasz zwłok? - odpowiedziała pytaniem.
   Popatrzałam na nią sceptycznie i  popatrzałam na stopy. Rozwalone trampki za kostkę.
- Jak bym miała nie pamiętać? - spytałam przez zaciśnięte zęby. - To się stało DZIŚ. Ktoś podpisał się "Hel". Przecież ona jest boginią śmierci...
   Abi uśmiechnęła się, słysząc moją wypowiedź.
- I  to mówi, Walkiria.
   Zacisnęłam dłonie ukryte w zadługich rękawach bluzy. Miałam tego dość, ona zaczynała być nachalna!
- Nie wiem czym jestem. Wiem, że nie jestem Walkirią - odparowałam.
   Wtedy powróciły jakieś wspomnienia.
   Moje włosy były związane w długi warkocz. Nie były już brązowe, jak karmel, tylko czarne. Moje czekoladowe oczy były teraz błękitne jak  niebo. Dziewczynę, którą widziałam w odbiciu jeziora, otaczała złocista aura. Odziana byłam w długą, prostą suknię.
   Odeszłam kawałek od jeziora.
- Thrud! Thruud! - usłyszałam dziecięce krzyki.
   Odwróciłam się w ich stronę z uśmiechem. Zobaczyłam około pięcioletnie dzieci, w znoszonych ciuchach. Klęknęłam i rozłożyłam ręce. Czekałam aż do mnie podbiegną. Gdy już to zrobiły, rzuciły mi się na szyję. Jakbym była w swoim ciele, na pewno bym już leżała.
- Ha! Następnym razem troszkę uważajcie - Powiedziałam spokojnie z szerokim uśmiechem. - Uwielbiacie się na mnie rzucać.
   Ja nie sterowałam ciałem, byłam w nim uwięziona. Ta myśl przyszła tak nagle.
NIE! - miałam ochotę wrzeszczeć.
   Poczułam dłoń na moich plecach. Klęczałam na ziemi pochylona, płakałam. Ile ja łez umiem wylać? Ze zdenerwowania nawet oczy zamknęłam! Próbowałam się podnieść, jednak dłoń oparta na moich plecach mi to nie umożliwiała.
- Uspokuj się, Thrud. Jeżeli się  ruszysz będzie tylko gorzej. - powiedział złotooki chłopak.
   Poczułam wtedy straszne znużenie.
- K-kim ty jesteś? - spytałam prawie bezgłośnie.
- Jednym z koszmarów - odrzekł.
 ~~~~~~~~~~
Te drastyczne momenty...
Pozdrawiam.

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział III. - Czy to możliwe?

   Obudziłam się. Była to moja pierwsza myśl. Potem poczułam ból... otworzyłam oczy.
- Aaaaa! - krzyknął chłopak.
   Dopiero teraz go zobaczyłam. Uderzyłam go w twarz i trzymał się teraz za nos. Poza tym był w moim łóżku!
- Gdzie jesteśmy? Co ty tu robisz?! - szepnęłam.
   Chłopak pochylił się ku mnie i złożył na moich ustach czuły pocałunek. Po czym po prostu wstał i ubrał buty. Był w pełni ubrany.
- Następnym razem pamiętaj jak zaprosisz kogoś do łóżka, a wtedy nie zasypiaj od razu. - Rzucił i puścił mi oko.
- Aria! Obudź się, do jasnej cholery! - krzyczał jakiś damski głos.
   Chłopak rozejrzał się i zaśmiał.
- Chyba już czas na ciebie. Szkoda, myślałem, że jeszcze się pobawimy. Spotkamy się w szkole, aniele. - powiedział uwodzicielsko.
   Po czym po prostu się obudziłam.
   Pierwsze co zobaczyłam. Mama. Nachylała się na de mną i  potrząsała moje ramię.
- Aria. Coś się stało? Darłaś się jak opętana... Poza tym jeżeli nie wstaniesz teraz spóźnisz się do szkoły! - powiedziała jednym tchem matka.
   No przecież, szkoła ponad wszystko.
- Nie, mamo, nic się nie stało. - Gdy to mówiłam, próbowałam się uśmiechnąć.
   Wstałam  z łóżka i poczułam ból, ten sam co we śnie. Zaczęłam płakać. Poprzez łzy próbowałam dotrzeć do szafy. Bezskutecznie... tak jak we śnie. Czy ja naprawdę nie znam Dana? Jest wytworem mojej wyobraźni? Chłopak  z mojego łóżka też jest niepokojący... jego oczy, przypominały mi spojrzenie węża, który pomógł mi znaleźć siłę. Złoty kolor ślepi mnie wtedy upoił, otumanił...
- Ario! Nad czym tak dumasz? - zapytała mnie znienacka matka.
- Nad niczym. Możesz łaskawie wyjść? - spytałam.
   Moją matkę zamurowało. Otworzyła nawet usta ze zdziwienia. Ja NIGDY nie odezwałam się do niej tym tonem.
- Jak sobie życzysz. - Powiedziała, po czym się odwróciła.
   Zatrzasnęła za sobą drzwi z całej siły. Wyjęłam kilka rzeczy z mojej szafy. Prostą bluzkę i jeansy. Poszłam do łazienki, której dzrzwi znajdowały się obok pokoi gościnnych. Z trudem doszłam tam.
   Umyłam się szybko i zaczęłam się ubierać. Wszystko przychodziło mi z trudem. W końcu zeszłam na dół do kuchni. Leżały tam, na blacie, już przygotowane płatki śniadaniowe z mlekiem i karteczka postawioną obok. Podeszłam i wzięłam miseczkę z posiłkiem. Usiadłam i wzięłam się za jedzenie.
   Gdy skończyłam poszłam umyć miseczkę. Odkręciłam kurek z zimną wodą. Dotknęłam. Parzyła. Odkręciłam z gorącą. Znowu parzyła. Gdy wyciągnęłam rękę z wody. Zobaczyłam długą szramę.
- Jak? - zadałam sobie pytanie.
   Pobiegłam do góry po apteczkę. Odkaziłam ranę i ją zabandażowałam. Wróciłam na dół po karteczkę.
Czy ja nie mogę ustać w jednym miejscu? - pomyślałam wkurzona.
   Spojrzałam na karteczkę.
"Ario.
   Będę musiała wyjść później.
Mama."
   Cała matka, żadnego "kocham cię" lub "przepraszam", tylko krótko i na temat. Westchnęłam. Muszę się zbierać do szkoły.
   Poszłam po buty. Ubrałam je powoli. Mimo, że ból już powoli przeszedł, wolałam nie ryzykować. Wzięłam obok leżący plecak i wyszłam, zamykając dom. Moje zniszczone trampki co chwilę się rozwiązywały.
#
Szkoła.
    Wszystkie lekcje przeminęły szybko. Na ostatniej przerwie, zobaczyłam Jego. Te złote oczy i wyzywający uśmiech. Widziałam go przez chwilę. Potem minęli nas uczniowie. Zniknął. Przez niego poczułam zawiść. Nagle. Bez najmniejszego ostrzeżenia. Miałam ochotę go rozerwać na strzępy.
-  Wszystko dobrze, Ari? - Spytała się Finnie, moja najlepsza przyjaciółka, zachodząc mnie od tyłu.
- Tak. - niemal warknęłam.
   Finnie podniosła ręce na znak kapitulacji. Przytuliłam się do niej.
- Nic nie idzie po mojej myśli. - jęknęłam.
- Kiedykolwiek szło? - Spojrzała na mnie i obdarzyła mnie promiennym uśmiechem. - Może już idź na lekcję?
   Cmoknęłam ją w policzek i ruszyłam w stronę sali. Zawsze była przy mnie. Nie wiem jak jej dziękować.
   Zaczęła już się lekcja, jednak nikogo nie było w sali. Weszłam i ujrzałam kilka zwłok różnych uczniów z poharatymi gardłami. Nad nimi widniał napis: "JA NIE ZAPOMINAM, THRUD. WRÓCISZ ZNÓW TAM  SKĄD UCIEKŁAŚ I BĘDZIESZ BŁAGAĆ, MNIE O LITOŚĆ.", na dole zobaczyłam podpis, nie wierzyłam, co przeczytałam. Podpisano: "Hel".
~~~~~~~
Spóźnione XD
Pozdrawiam!

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział II. Nowe możliwości.

  Wstałam, słysząc przeraźliwy krzyk. Był to odgłos niezbyt przyjemny. Westchnęłam, była to przecież codzienność. Dodałam kolejną kreskę na ścianie, widząc, że to już siódmy, monotonny dzień. Gdy usiadłam w kącie, rosły chłopak otworzył drzwi od mojego więzienia, powiedział.
 - Chodź Ario. Ona chce cię tylko osłabić.
   Mówiąc "ona", chodziło mu o Łowczynię, morderczynię. Przez ostatnie noce miałam sny, była tam "Ann" zabijająca małe dziecko.
 - Skąd mam wiedzieć, że mogę ci ufać? Możesz być jeszcze gorszy od Łowczyni. - powiedziałam spokojnie.
     Chłopak westchnął i podwinął rękaw koszuli, ukazał on tym tatuaż przedstawiający trzy runy oznaczające "państwo ponad krwią". Te znaki oznaczały, że był jednym z Odmieńców. Byli oni wierni Wanom!
 - Odmieniec! Jak to... to niemożliwe! - powiedziałam skołowana.
   Chłopak obdarzył mnie promiennym uśmiechem i złapał mnie za rękę.
 - Nazywam się Dan. Ty jesteś Aria Phoenix, co nie? - spytał.
    Wtedy zobaczyłam Go, wielką paszczę i łuskowatą skórę.
 - Czego chcesz, Odmieńcu? - Niepewnie patrzałam za niego, na małego węża. - Co to jest?
   Dan odwrócił się w tył i burknął coś w obcym języku, gad po raz ostatni popatrzał na mnie i odszedł.
   Spojrzałam na Odmieńca, był wyższy ode mnie ze dwadzieścia centymetrów co było niezwykłe. Miał tycjanowe włosy, które zostały związane z tyłu krótkim rzemykiem. Jego oczy były otoczone (o dziwo!) ciemnymi, długimi rzęsami, zaś same tęczówki, intensywnie niebieskie, gdy na nie patrzałam, widziałam błękitne niebo, przez które prześwitywały przez nie promyki słońca. Biła z nich inteligencja i determinacja. Usta miał za to pełne, a rysy szlachetne. Dopiero po chwili zauważyłam, że Odmieniec się śmieje, ukazując przy tym rząd równych, śnieżnobiałych zębów. Byłby doskonały, gdyby nie blizna biegnąca przez cały lewy policzek.
 - Już się napatrzałaś? Myślałem, że Walkirie są niewiastami, a tu? Najlepsza z nich bezczelnie mi się przygląda! - Śmiał się tak, że musiał się zgiąć w pół, by się opanować.
   Czułam żar rozlewający się mi na policzkach. Nienawidziłam się rumienić.
 - Nie jestem Thrud. Po za tym, mieliśmy iść. - powiedziałam oschle.
 - Już mi ufasz?
   Westchnęłam i przeszłam obok niego. Obejrzałam się w tył, by zobaczyć moje więzienie ostatni raz.
 - Chodź Walkirio. - Powiedział Dan, gdy znalazł się obok mnie.
    Więc poszłam, nie wiedziałam ile i gdzie, ale podążałam za Danem, trzymając się jego zielonej bluzki.
 - Bardzo praktyczne. Ubierasz zieloną bluzkę do różowych spodni? - Zaczęłam się śmiać.
 - One są czerwone! - krzyknął urażony.
  - To jest dzięcię poczęte z duszy Nidhogga? - spytałam się.
   Dan obejrzał się do tyłu. Był szczerze zdziwiony.
 - Skąd to wiesz? Azowie, a dokładnie Odyn, wziął was pod swe skrzydła, czyniąc tym Walkirie bezinteresownymi. - odpowiedział szczerze zdziwiony.
   Tym skończyła się nasza rozmowa. Po wyjściu z "jaskini Batmana", jak nazwał ją Dan, szliśmy spokojnie poprzez długi plac. Skupiłam się na budynku przed nami. Nagle coś dużego, ciemnego mignęło mi przed oczami. Dan popchnął mnie na ziemię i pobiegł ku budynku.
    Wyciągnął miecz i zamknął oczy. Wsłuchał się w otoczenie, byłam zauroczona jego opanowaniem.
    Mały wąż, który cały czas nam towarzyszył, owinął mi się wokół przed ramienia. Jego syczenie upajało mnie powoli. Spojrzałam w jego złote ślepia oczarowana. Jakaś obca siła kazała mi wstać. Spojrzałam na Dana.
    Chłopak walczył z dziwnym stworem. Potwór miał ciało miał ciemne niczym noc umazane w dodatku krwią.
    Dan przegrywał, a mnie, ta sama moc popchnęła ku nim. Rzuciłam się na stworzenie nocy.
    Wbiłam w jego skórę paznokcie. Potwór zaczął wrzeszczeć nieludzko. Moja skóra potwornie się rozgrzała, pomagając tylko w zwycięstwie. Tajemnicza istota padła. Zaraz po tym jak odeszłam, jego ciało rozpoczęło rozkład.
 - Ario? Wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony chłopak.
     Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Wąż ześlizgnął się z mojego ciała i zaczął pełznąć ku Danowi.
 - Od kiedy zrobiłeś się taki czuły? - spytałam się.
     Dan pochylił głowę i spojrzał na rozłożone ciało potwora.
 - Wiesz dlaczego jego ciało ta... - Zdążył powiedzieć zanim mu przerwałam.
 - Nie zmieniaj tematu, Odmieńcu! - krzyknęłam zniecierpliwiona. - Od kiedy?
    Dan zaczął mi się przyglądać, jego wzrok zaczął swój taniec od moich stóp, patrząc cały czas na nie z podziwem, po moje oczy, zostając na nich i obdarzając je zamyślonym spojrzeniem.
 - Odkąd wiem, że moja siostra cię kochała, Thrud. - odrzekł spokojnie.


----------------------
 2 rozdział! Heh, miło mi, że moje opowiadania są komentowane! A tak po za tym, Lisi Krytyku: DZIĘKI!
Ten rozdział nie jest najlepszy wiem o tym!
Pozdrawiam :)

sobota, 22 marca 2014

Rozdział I. Biel, czerń i krew...

 Część 1: Gorące łzy...

 Rozdział I. Biel, czerń i krew...

15 lat wcześniej, Darkwood.
 Na poplamionej kartce, która leżała w koszyku razem z dzieckiem, pisało:
"Cokolwiek powiesz, cokolwiek zrobisz, zaopiekuj się dzieckiem. Nazywa się Aria.
Twój Przyjaciel."
  Zakapturzona postać postawiła koszyk przed drzwiami dwurodzinnego domu. Obejrzała się i zobaczyła małego chłopca z lizakiem w dłoni.
  To on... - pomyślała postać.
   Dziecko podeszło, nie wiedząc o nieuchronnej śmierci. Morderca rzucił się na chłopca z sztyletem w ręce.
  Był to sztylet ze szczerego złota, nakrapiany jadem węża. Gdy dziecko zostało zabite, padło na ziemię z krwawą  aureolą w koło jasnych kosmyków. Błękitne oczy chłopca patrzały w dal, jakby był zamyślony. Kobieta przyklęknęła koło zwłok, zamknęła oczka dziecka  i pomyślała:
Jeszcze tylko jeden.
#
Czasy  teraźniejsze, Darkwood
  Siedziałam właśnie na lekcji historii, malując na marginesie w zeszycie krzyż celtycki, atrybut Odyna i jak każdy byłam zdegustowana nowym nauczycielem.
  Nagle do sali weszła młoda kobieta, której włosy upięte  w piękne warkocze.
 - Dzień dobry, nazywam się Ann Sherr i jestem psychologiem, umówiłam się z matką Arii, że odbiorę ją z lekcji. - Tajemnicza nieznajoma uśmiechnęła się, mówiąc to, do nauczyciela.
   Pan Gott, młody, jąkający się mężczyzna, powiedział:
 - Myśślę, że z paniią nic jeej siię niie sttanie - wyjąkał Gott.
   Nie wierzyłam własnym uszom, on próbował flirtować? Nie, o tym nie będę myśleć, to jest zbyt straszne!
  Kobieta spojrzała się na mnie i powiedziała:
 - Pakuj się, idziemy. - Wtedy zauważyłam, że jej uśmiech był sztuczny.
   Wstałam i gdy zaczęłam się pakować, piórnik upadł mi na podłogę, wysypując przy tym całą zawartość. Schyliłam się i zaczęłam zbierać długopisy i ołówki, spojrzałam się wtedy na psycholog, której twarz wykrzywił grymas niezadowolenia.
 - Już, już... - Gdy zebrałam wszystko, wyszłam z nią z sali.
 - Lubisz tak robić?! - Jej głos stał się szyderczy.
   Nagle zaatakowała mnie z lewej strony. Potknęłam się i upadłabym, gdyby nie kobieta.
 - Nie jesteś psychologiem, czyż nie? - spytałam.
 - Nie jesteś zbyt inteligentna, Thrud? Jestem łowczynią głów. - powiedziała "Ann".
 - Jak mnie nazwałaś? - zdziwiona spytałam.
   Kobieta prychnęła i powiedziała:
 - Dziwisz się jak cię nazwałam, a nie dziwi cię, że jestem łowczynią głów? Nie będziesz błagać o litość?
   Pokręciłam przecząco głową i pomyślałam:
  To niemożliwe, Thrud jest Walkirią! Moja klasa pewnie robi sobie żarty...
 - Idziemy. Thrud! - krzyknęła łowczyni, ciągnąc mnie przy tym za rękę.
 - Ała! Puszczaj! - wydarłam się.
 - Zamknij się, głupia! Ty nic nie wiesz! - Ostatnie zdanie krzyknęła po chwili namysłu.
   Dociągnęła mnie do drzwi szkoły i wyciągnęła krótki sztylet. Zaczęła kreślić runy i zdążyłam przeczytać:
"Przejście do..."
  Potem wszystko zaczęło jaśnieć.
#
   Zobaczyłam mały, ciemny pokoik oświetlony tylko małą świeczką. Łowczyni wepchnęła mnie do pomieszczenia.
 - Czemu to robisz?! - spytałam bliska rozpaczy.
 - Jesteś naszą ostatnią nadzieją Thrud... - mówiąc to, zaśmiała się szyderczo i zamknęła drzwi.
   Wyczerpana psychicznie, opadłam na podłogę i zaczęłam płakać.
  Co ja jej zrobiłam? - to była moja ostatnia myśl przed zaśnięciem.
--------------------------
Jej! Pierwszy rozdział. Też krótki... dopiero jak akcja się rozwinie, rozdziały będą dłuższe :)

Pozdrawiam,
Ukochana Córeczka Bogini Niezgody

wtorek, 18 lutego 2014

Prolog

    W samej Walhalli, raju poległych wojów, oczekujących dnia Ragnaröku i siedzibie Odyna, władcy Asgardu, rozgrywała się sprzeczka o losy jednej Walkirii, duchowych posłanek i łączniczek. Była to mianowicie Thrud, jedna z najpiękniejszych wojowniczek. Z włosami czarnymi niczym krucze skrzydło i pięknymi, wielkimi, lodowato - błękitnymi oczami, nikt nie mógł oderwać od niej wzroku, nawet "bogowie"(w końcu oni byli śmiertelni). Słynna była z tego, że jej rodzicami byli Thor i Sif, ale również ze własnego pałacu w Asgardzie - Thrudshein'u (Domu Światła). Bogowie skazali ją jednak na egzekucję.
     Idun, która częstowała biesiadników słynnymi jabłkami nieśmiertelności, uśmiechnęła  się niepewnie do Thrud. Walkiria była bardzo przyjacielska i przywiązywała uwagę do swej pracy.
 Uratuję ją albo przynajmniej postaram się o ułaskawienie, pomyślała boginka.
     Podając ostatnie jabłko swojemu mężowi - Bragiemu,  skupiła się na Odynie. Władca Asgardu był rosłym mężczyzną o bujnej brodzie i jednym oku. Był królem dobrym i sprawiedliwym. Bóg wojny i magii nagle odchrząknął. Zrobiło się zaraz cicho. Odyn wstał i zaczął przemawiać:
 - Zebraliśmy się tu z powodu egzekucji jednej z Walkirii, Thrud. Czy ktoś chce coś jeszcze powiedzieć? - rozejrzał się po sali i ujrzał uniesioną dłoń Idun. - Tak, Idun? Co masz do powiedzenia?
 - Chciałam prosić o ułaskawienie Thrud, z powodu jej niewinności. - powiedziała żona Bragiego.
    Wszyscy oniemieli. Nikt nie sprzeciwiał się Odynowi bezpośrednio.
 - Masz jakiś dowód? - spytała z kpiną w głosie Frigg, żona władcy Asgardu.
      Odyn zmarszczył brwi.
 - Chodzi mi o to, że Thrud by zdezertowała... jest całkowitą altruistką i może się z tym zgodzić każdy z obecnych. - wyjaśniła Idun.
   Bogowie przytakiwali i krzyczeli by nie zabijano Walkirii. Thrud rozejrzała się po sali. Odyn w tej samej chwili ogłosił :
 - Dobrze, już dobrze! Ale i tak odbędzie karę!
 - Co? Odynie! tak nie można! Ona zawiniła! Nie możesz tak...
- Jaka to będzie kara? - Spytał Thor, przerywając przy tym Frigg.
 - Wyślemy ją do Midgardu. Narodzi się po raz kolejny, ale jako śmiertelnik.
   Thrud otworzyła usta ze zdziwienia, a jej postać zaczęła jaśnieć. Przed zniknięciem zdążyła powiedzieć :
 - Nie ważne co zrobisz zawsze będę wierna tobie...


-----------------------------------------------------------
Wiem, wiem. Krótki prolog. Jest to opowiadanie nawiązujące z mitologią nordycką. Uwielbiam te wierzenia i napisałam krótkie wprowadzenie do historii. Mam nadzieję że się Wam spodoba.